Koncert Uwielbienia w ramach poznańskich Warsztatów Gospel Joy był jak potężny zastrzyk endorfiny. Cenny i krzepiący zwłaszcza w obliczu tragicznych wydarzeń w Paryżu, które skutecznie odbierają nam nadzieję.

Nadzieja to słowo, od którego właściwie nie sposób nie rozpocząć pisać o sobotnim wieczorze w poznańskiej Szkole Muzycznej. Po pierwsze dlatego, że wciąż nie możemy otrząsnąć się po tym co stało się w Paryżu. Po drugie dlatego, że „hope” to chyba jedno z najczęściej pojawiających się słów w tekstach muzyki gospel. To zrozumiałe – ma ona nieść Dobrą Nowinę. I być może dlatego idąc na koncert Gospel Joy miałem sporo wątpliwości co do atmosfery jaka podczas niego zapanuje.

No, bo jak tu się cieszyć, śpiewać, tańczyć i klaskać, kiedy nawet nie 24 godziny temu całym światem wstrząsnęła taka tragedia? Czy to nie będzie jednak trochę niesmaczne? Przekraczając progi szkoły moje obawy rozwiały się momentalnie, jak dym na wietrze. Chór Gospel Joy spełnił moje pokładane w nim nadzieje. Wiem, że w tym odczuciu nie byłem sam. Rozniecić ogień udało im się już po raz trzynasty, jednak w tym roku było to o wiele trudniejszym zadaniem niż w poprzednich latach.


Jeszcze zanim rozległy się pierwsze dźwięki fortepianu Kuby Wilczka, konferansjer zapowiadający koncert przyznał, że tym razem rozpocznie się on nieco inaczej niż w poprzednich edycjach. Stali bywalcy Gospel Joy przyzwyczaili się do mocnego uderzenia na rozgrzewkę, jednak tego wieczoru nie mogło być o nim mowy. Zamiast skocznego gospelowego przeboju usłyszeliśmy klasyczne „Amazing Grace” – słynny protestancki hymn autorstwa Johna Newtona, którego postać była często przywoływana podczas przerw pomiędzy poszczególnymi piosenkami.‎

Trudno się dziwić, że historia osiemnastowiecznego żeglarza i handlarza niewolników, który po latach czynienia zła staje się gorliwym anglikaninem i przeciwnikiem wszelkiego zniewolenia jest tak często przywoływana przez chrześcijańskich artystów. W końcu każdy z nas może wziąć z niego przykład i nawrócić się. Osobiście jak dotąd tego nie zrobiłem, dlatego wiele momentów tego koncertów zwyczajnie mnie przerastało. Nie miałem nic przeciwko klaskaniu do żywiołowych rytmów, ale wyciąganie rąk do góry z „Chwalmy Pana” na ustach to było dla mnie trochę za dużo.


Nie trzeba było być jednak oddanym Bogu chrześcijaninem, by koncertem Gospel Joy całkowicie się zachwycić. Ciarki na moich ramionach pojawiały się nad wyraz często, a to wszystko za sprawą kapitalnej oprawy. Nie tylko wokalnej, ale również tej muzycznej. Sekcja rytmiczna Helton Santos-Artur Rapacz robiła wszystko, byśmy nawet przez jedną chwilę nie przestali kręcić się nerwowo na krzesłach, a charyzmatyczna dyrygentka Agnieszka „Baca” Górska-Tomaszewska nie dawała nam najmniejszych szans na przypatrywanie się z założonymi rękami szaleństwu rozgrywającym się na scenie.‏

A skoro już o nim mowa, to warto podkreślić, że największy w nim udział miał nie tylko Tyree Morris, ale przede wszystkim chór. To prawda, że facet ma głos jak dzwon. A raczej jak najlepsze espresso – czarny i mocny, niosący się po całej sali. Jednak to soprany, alty i tenory uczyniły ten koncert najlepszą receptą na wszelkie smutki. Widok rozweselonych, nieco speszonych dzieci z Kids Gospel Joy dzielnie dotrzymujących kroku starszym kolegom i koleżankom po fachu był jedyny w swoim rodzaju.


Tak zresztą jak i same wykonywane przez nich utwory. W stałym repertuarze chóru znajduje się wiele popularnych evergreenów, takich jak choćby „Oh Happy Day” czy „Shackles”, a nawet utworów jakie możemy pamiętać ze słynnego filmu „Zakonnica w przebraniu”. Jednak jak dobrze możemy je znać, tak podczas Koncertu Uwielbienia nieoczekiwanie zaskoczyły. Wykonaniem tak żywiołowym i zarażającym dobrą energią, jak gdyby ich autorami byli sami śpiewający. Wiedziałem już dlaczego koncertują na całym świecie, gdzie na zakończenie każdego występu czekają na nich gromkie owacje.‏

Można pozostawać obojętnym na przesłanie jak niosą swoją muzyką, ale ją samą zignorować może chyba tylko ktoś o drewnianych uszach. Jej urokowi nie oparł się ani Mietek Szcześniak, ani Natalia Niemen. My tym bardziej, bo uśmiechy były widoczne z każdego miejsca sali. Zupełnie niewymuszone, raczej szukające pociechy, choćby miała być nieco naiwna. W końcu muzyką nie zmienimy świata, ale swoje nastawienie do niego – choć trochę, nawet jeśli króluje w nim dziś nie dobro, ale terror – z całą pewnością.

 

Autorem tekstu jest przez Sebastian Gabryel z serwisu kulturaonline.pl – Partnera XIII Poznańskich Warsztatów Gospel. Źródło: http://kulturaonline.pl/koncert,uwielbienia,gospel,joy,relacja,tytul,artykul,22907.html (visit: 11/12/2015)